Kiedy dorastałem, radio było najważniejszym przedmiotem w domu. Często wieczorem kręciłem gałkami wybierając stacje z muzyką. Najlepszą muzykę grało wtedy radio „Luksemburg”. To właśnie z tej stacji usłyszałem pierwsze przeboje The Beatles i innych zespołów. Do zajęć w szkole podstawowej dołączono nam naukę tańca. Właśnie wtedy poznałem „twista”. Bawiło to nas chłopaków, na potańcówkach często zaczynały się sympatie i miłości klasowe. Ważne były pierwsze piosenki zespołu, które mówiły o miłości, zakochaniu, szczęściu. Dorastałem ja, dorastał i zespół. Nigdy nie myślałem, że kiedyś tutaj zawitam.
Liverpool, działał na wyobraźnię – wszak to miasto Beatlesów. Pracując na morzu miałem nadzieją że kiedyś trafi mi się rejs do Liverpoolu. Nic z tego. Będąc już emerytem, otrzymałem propozycję od kolegi, aby pojechać na jakiś czas do Niemiec zarobić. On miał zaplanowane wydatki, moje to zagraniczne i polskie maratony.
W połowie Stycznia 2006 roku idąc do pracy czytam na frontowej szybie biura podróży „ uruchamiamy nowe połączenie do Liverpoolu”. Bilet w jedną stronę 69 Euro.
Decyzja zapadła w sekundzie. Wylot 31 Stycznia w moje urodziny. Wylądowałem. Lotnisko im. Johna Lennona.
Autobus, poznany hinduski profesor pomagał taszczyć bagaż. Jeszcze tego samego dnia (nocy), robię wypad do centrum.
Zapewne znacie to uczucie, niedowierzania samemu sobie : JESTEŚ TUTAJ !
Radość, łzy wzruszenia i pytanie – czy uda mi się tutaj zostać na dłużej?
Udało się.
Będę Państwu opowiadał o zdarzeniach i ludziach, które tam na mnie czekały.
Zaczęło się w 1963 roku. Brat Antoni kupił gramofon, który trzeba było przyłączać do ebonitowego radia marki Pionier. Nastąpiło kupowanie płyt winylowych i pocztówkowych.
Aż trafiłem na tę z piosenką „Twist and Show” Beatlesów. Całe dnie słuchałem jej w ogródku na toruńskim przedmieściu gdzie mieszkałem.
Tak się rozpoczęła miłość, która trwa do dnia dzisiejszego.
To u was w Polsce znaliście Beatlesów? – często zadawano mi takie pytanie. Kiedy więc opowiadałem co o nich wiem, cytowałem ilości koncertów w tym miejscu które właśnie odwiedzałem, oraz inne szczegóły, patrzyli na mnie inaczej.
Dwa wydarzenia wywarły na mnie wrażenie i na Anglikach zapewne także:
Newcastle Rd. w Liverpoolu idę do pierwszego domu Lennona. Pytam najpierw młodych ludzi (ok.40), gdzie jest ten numer, – to nie tutaj i wysyłają mnie do domu ciotki Johna u której później zamieszkał.
Nagle pojawia się siwiuteńka pani, ja ponawiam pytanie … – Mój Boże od co najmniej piętnastu lat nikt nie pytał. Podprowadziła pod ten dom, uściskaliśmy się w jej oczach widziałem to co u siebie.
Marzeniem moim było znalezienie grobu matki Johna Lennona – Julii. Po wielu staraniach znalazłem ten grób. Rozwalający się krzyż, gipsowy kotek (Julia uwielbiała koty), zaschnięte żywe kwiaty włożone w słoik. Opowiadałem o tym liverpoolczykom, opisałem to w mojej książce – „marzę Julio aby na twoim grobie stanął kamień”.
Po pięciu latach kiedy pojechałem tam ponownie na maraton dla Johna Lennona, kamień na grobie Julii Stanley – Lennon już stał.
Zwykły przeciętny fan The Beatles z Polski, wskazał Anglikom co trzeba zrobić.