Jakże ważny był to czas dla nas wszystkich. 1980 to strajk i początek założenia „Solidarności”. To też rok, kiedy zacząłem biegać. 40 lat mija właśnie od tych wydarzeń!
Rejs, jak każdy. Gdynia, ładujemy węgiel, kilkanaście dni i dotarliśmy do Włoch: Vado i Savonna, następnie czarująca Genua. Stamtąd miał być tak zwany ‘przelot’ (czytaj ‘rejs’) do USA po kukurydzę i z powrotem do Europy, około 100 dni. Jednak telegram odebrany na krótko przed odcumowaniem zmienia ten plan: po USA (docelowo słynny port Filadelfia) z kukurydzą mamy płynąć do Japonii. Zaskoczyło nas to niezmiernie, gdyż już od bardzo dawna żaden statek Polskiej Żeglugi Morskiej nie płynął do Japonii. Nasze plany po rejsie wzięły w łeb i byliśmy załamani (sama długość rejsu wydłużyła się ze 100 do około 240 dni!!!). Potem jednak coraz bardziej nasze myśli uciekały do kraju kwitnącej wiśni, byliśmy jej ciekawi. Przygoda, jak się okazało, dopiero była przed nami.
Podczas ładowania kukurydzy w Filadelfii okazało się, że jest zarobaczona. Załoga udała się do hotelu Benjamin Franklin, a do ładowni wrzucano granaty z gazem na robale. Dla mnie była to doskonała okazja poznać bliźniacze miasto Torunia – Filadelfię. W końcu po skutecznej fumigacji, wypłynęliśmy ze świeżym załadunkiem kukurydzy.
Umyty pokład, szum fal, poczucie „rodzinności” na statku. Zmierzamy ku innemu niebu i okolicom, jak mawiał bosman. Przepłynąć jeszcze należy tylko Kanał Panamski. Po drodze do zwiedzenia porty panamskie Cristóbal i przy wyjściu Balboa. To z Balboa 1 czerwca 1980 roku pobiegłem swój pierwszy trening do Panamy po tym, jak rzuciłem 3 dni wcześniej palenie papierosów. Stałem się od tego dnia zapalonym biegaczem, nałóg, który został mi do dnia dzisiejszego. Za kanałem kilka godzin, mijamy wtedy jeszcze występujące w ogromnych ilościach rekiny (niestety obecnie jest to gatunek zagrożony wyginięciem przez wyniszczające połowy zwłaszcza na rynek azjatycki, na ‘zupę z płetwy rekina’). Moje kolejne małe święto, gdyż wkraczam po raz pierwszy na Pacyfik. Płyniemy ku zachodzącemu słońcu. Nikt mi nie odbierze tych widoków. To była jedyna godziwa zapłata z rozłąkę z rodziną i bliskimi.
Na każdym ze statków, na których byłem zamustrowany, zazwyczaj blisko mi było do radiooficera. Wiadomo – łączność z krajem, rodziną. ‘Radio’ przekazywał nam dobre i złe wiadomości. Oficjalnie otrzymywał gazetkę „Głos Marynarza”, ale były to wiadomości ocenzurowane… więc zazwyczaj więcej dowiadywaliśmy się z rozgłośni radiowych: Radio Montreal, Waszyngton czy kultowa Wolna Europa. Niemniej to od radiooficera dowiadujemy się o bojkocie przez większość państw zachodnich Olimpiady w Moskwie, jako sankcje na ZSRR za interwencję w Afganistanie. Ktoś z załogi wpadł na genialny pomysł, aby rozegrać naszą statkową „olimpiadę”. Starowały trzy działy: hotel, maszyna i nawigatorzy. Mój dział hotelowy wygrał i ja także cieszyłem się ze zwycięstwa indywidualnego.
To podczas tego rejsu uciekł nam jeden dzień z kalendarza, oficjalna międzynarodowa zmiana daty. Za to wracając z Japonii mieliśmy dwie środy – balans wyszedł na zero.
Dopływając do portu Sakai w Japonii zauroczyło nas wieczorem „ świecące morze”, cud natury, bioluminescencyjny zooplankton, który widzieliśmy w kilwaterze (śladzie torowym na wodzie). Nie da się tego zapomnieć, jak nie można zapomnieć Zorzy Polarnej. Japonia to osobny temat. Dobrze, że dane mi było poznać ten przepiękny kraj.
Z Japonii płyniemy z ładunkiem do Kanady, do portu Vancouver. Nazwałem ten port ‘Zakopane i Sopot w jednym’. To tam zobaczyliśmy w oknach wystawowych sklepów, zdjęcie Władysława Kozakiewicza ze słynnym gestem. Opowiedziałem o tym jemu po kilkunastu latach, kiedy był gościem na starcie Maratonu Pokoju w Warszawie, wówczas jeszcze na Stadionie X – lecia. Przyjął to z uśmiechem.
W połowie sierpnia radiooficer powiadamia nas o strajku w Stoczni Gdańskiej. Chodzę do jego kabiny i słuchamy radia. Nerwówka. Pytania – wejdą Rosjanie czy nie? Niepokój o rodaków, o sytuację, o przyszłość, o najbliższych i przyjaciół. Od tego też momentu odcięto nam kontakt radiowy z Polską, zupełny brak możliwości kontaktu (utrzymany przez Polskę na cały czas trwania strajku…). Dolewało nam to strachu do serc i wypełniało obawami. Były chwile dumy i nadziei, kiedy w powrotnej przeprawie przez Kanał Panamski na mijanych statkach załogi rozpoznają naszą narodowość i krzyczą Brawo Polonia, Brawo Wałęsa! Podczas rejsu załoga naszego statku m/s „Studzianki” zrobiła zrzutkę dla strajkujących. Jeden z kolegów udał się do Stoczni w Gdańsku już po rejsie. To był jedyny sposób, w jaki mogliśmy wspomóc naszych rodaków walczących o lepszą przyszłość dla nas wszystkich.
Na Atlantyku tajfun, jakiego dawno nie było. Radiooficer odbiera sygnał SOS – ratujemy siedmioosobową załogę kanadyjskiego jachtu „Sea Dream”. Po trzech dniach podnoszą ich z naszego pokładu helikoptery marynarki Coast Guard USA.
Strajk zbliża się do końca, nieustannie jest w nas niepokój i słuchamy w przerwach w pracy. Jednocześnie doszły wieści o katastrofie kolejowej pod Toruniem. Pytania w głowie, kiedy sen nie chce przyjść na statkowej koi, czy nie był tam ktoś z mojej rodziny? Brak kontaktu zupełny nie pomaga.
„Tak, stoimy” to odwieczna komanda oficera wachtowego na Mostku Kapitańskim kończąca rejs po przybyciu do kei. My zakończyliśmy nasz drugiego września 1980 roku przy Nabrzeżu Francuskim (to tu cumuje transatlantyk „Stefan Batory”).
Dowiadujemy się od pracowników portowych więcej o strajku. Wiemy, że powstał nowy Związek Zawodowy NSZZ „Solidarność”, do którego także dołożyłem malutką cegiełkę w Stanie Wojennym w Polsce, opisany przeze mnie osobno w „Bieganie po oceanie”:
W czasie postoju w belgijskim porcie Gandawa (Gent), do kapitana przyjechał przedstawiciel Solidarności na Europę Zachodnią. W Polsce był wówczas stan wojenny. Po rozmowie z kapitanem i naszej zgodzie dostarczono na statek kilka olbrzymich kartonów. Co było w środku? Oficjalnie nie wiedzieliśmy. Na górze były setki cebulek tulipanów. Przesyłki miały odbiorcę z Gdyni. Moim zadaniem było zamknąć te paczki w kabinie, celnik zaplombował drzwi. Po przybyciu do Gdyni, działaliśmy według ustalonego planu: otworzyliśmy kabinę z plombami i zmyliśmy się ze statku na całą noc. Następnego dnia rano kabina było pusta.
Korzystano z:
Muzeum Kinematografii w Łodzi,Stocznia 80,Wydawnictwo Radia i Telewizji Warszawa 1981 fot. Mirosław Stępniak opr.graficzne Jan Bokiewicz,Wojciech Freudenreich,Punkt 12 Wydawnictwo Morskie Gdańsk październik – grudzień 1980,Biuletyn „Solidarność” KZ Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie,archiwum własne.
Jacek Domański i Krystyna Janda podczas zdjęć do filmu „Człowiek z marmuru”