Przejdź do treści

Rio de Janeiro

    (-)”…Biegam na pokładzie codziennie po wyjściu z portu Durban. Z daleka mam widok na skałę przylądka Cape Town.

    31 stycznia: dzisiaj kończę 40 lat.

    Dziwne to urodziny, gdzieś na dole globusa pod cyplem Afryki, w drodze do Brazylii.

    4 lutego: choruję kilka dni. Ogólne osłabienie.

    15 lutego: stoimy w porcie Vila Do Conde, obok portu Belem ( dorzecze Amazonki) w Brazylii.

    Zamknąłem pętlę wokół globusa już po raz drugi. Jestem jak głodny człowiek spragniony jedzenia i picia, bardzo pragnę biegania po ziemi. Na dodatek czuję wszystkimi zmysłami cudowną brazylijską dżunglę. Mała dróżka prowadzi mnie coraz głębiej w otchłań zieleni. Nagłe złudzenie czy pewność , nie jestem sam, ktoś podąża za mną. Szybko zawracam, piękna jest Brazylia, piękny jest świat.

    20 lutego :  znowu zmiana portu jesteśmy w Sao Luis, po treningu wypijam hektolitry wody.

    1 marca: kolejny nowy port, cumujemy w Santos.

    Na terenie portu wielkie budynki rafinerii i fabryk chemicznych. Robotnicy mówią, abym nie przecierał oczu. Na twarzy wraz z potem czuję kwas. Nie lubię tutaj biegać. Uciekam daleko za port do zieleni, której tak marynarzom podczas rejsu brakuje.

    15 marca: kolejny port Victoria.

    Byłem tutaj dwa razy „Hutą Katowice” po rudę żelaza. Po południu biegnę do miasta, telefonuję do domu. Dowiaduję się o śmierci mojej mamy. Chciałem zmienić się w ptaka. Smutek, żal. Proszę  kapitana o zmustrowanie. Śpię w hotelu „Alice”. Lecę do Rio de Janeiro. W samolocie poznaję Brazylijczyka z niemieckimi korzeniami. Samolot do Europy miałem dopiero w nocy, więc zostawiam bagaże w schowku. Zwiedzam z nim Rio. Na plaży Copa Cabana robię krótki trening, abym mógł  go zapisać w moim dzienniczku treningowym. Wspaniały ten facet, tyle z nim zwiedziłem przez cały dzień. Kiedy zjawiam się na lotnisku, straszny hałas, oraz pytania, gdzie byłem. Nie było mi wolno opuszczać terenu lotniska. Jestem spokojny, nic sobie nie robię z ich krzyków. Co może spotkać mnie gorszego niż wiadomość o śmierci tak bliskiej mi osoby. Straszą więzieniem, ale wreszcie dają spokój. Długi nocny lot nad Atlantykiem.  Przypominają się rejsy po nim. Rano Lizbona, potem Porto. Przesiadka do samolotu, którym lecę do Wiednia. Małe zamieszanie, samolot LOT-u czeka tylko na mnie i mój bagaż… ”

    Mamusiu Tobie ten wpis poświęcam.