Przejdź do treści

P O R T

    Jak zawsze telefon od Mirka ma znaczenie. Gdańsk nam nie wyszedł, to może Świnoujście wyjdzie, oświadcza.

    Działam Kaziu, bądź w gotowości.

    To prawie jak przed laty, jestem na krótkim wypoczynku w domu ,ale telefon od armatora może go znacznie skrócić.

    Wyjazd nagły z uczuciem niewiadomej i radości. Sprawdzę co tam się na tym morzu i wybrzeżu dzieje. Trudny w końcówce dojazd do Świnoujścia. Legitymacja redaktorska Mirka działa cuda. Stawiamy sobie jeden warunek dostać się do portu i stanąć przy kei, przy której zacumuje statek z kukurydzą na „doładunek”. Potem może się uda wejść na ten masowiec?

    Mirek postawił sobie za cel, abym po wielu latach stanął na trapie i wspiął się na pokład statku. Potem będą ujęcia po nabrzeżu jak biegam z widokiem na „mój” statek. Tak właśnie wyglądały moje treningi w portach i na pokładach blaszanych statków. Spotkanie z prezesem portu, oraz z  panem Igorem, który jak się później okazało nie odstępował nas na krok. Kaski, kamizelki, dla naszego bezpieczeństwa. Przepisy.

    Zapach portu. Czujesz go Mirku? Jak ładowaliśmy siarkę to pachniała siarka, jak apatyty to apatytami, jak ruda żelaza, to żelazem, jak zboże to zbożem, jak deski to drewnem. Kaziu nie zdawałem sobie z tego sprawy, że port pachnie – mówi Mirek.

    Wspomnienia walą bez hamulców. Tutaj jak otrzymało się kilka dni wolnego, to uciekało się z tego portu, nie oglądając się za siebie. Powrót zawsze wypadał smutno. Niektórzy więc szli do „brudnego  Wacka”( najbliższa knajpka obok statku), i „umoczyli ryja” topiąc smutek rozstania z bliskimi, zielenią, normalnym życiem. Tak to wyglądało w zasadzie we wszystkich krajowych portach. Porty zagraniczne to już zupełnie inna egzotyczna historia.

    Jest wreszcie!  płynie, majestatycznie, flegmatycznie na cumach trzymają go holowniki. Na decku pelengowym flaga Polski i „Pilot na Burcie”. Na rufie bandera Cypru.

    Przypominają mi się takie manewry i ta najważniejsza komenda „tak stoimy”. Silniki stop. Dociągają przechodzące przez śluzy cumy, robią to kabestany.

    Opuszczają trap. Całą czwórką mamy to same pytanie, czy nas wpuszczą na pokład, jest to potrzebne Mirkowi do jego dokumentu filmowego jakiego podjął się już spory czas temu. Kaziu pokażę w nim twój kawałek życia, kawałek twoich pasji. No i to się dzieje. Jest zgoda  możemy wejść. Pierwsi wchodzą kamerzyści potem ja. Witamy się, patrzą marynarze na mój mundur. Tłumaczymy, że przed wielu laty pobiegłem na takim masowcu maraton, on był także miejscem moich treningów. Zakurzony pokład kukurydzą załadowaną w Szczecinie, ze względu na niski poziom wody w kanale jest doładowanie. Płyną z nią do Nigerii , Port Lagos wybrzeże „Apapa” – byłem tam kilka razy –  tak oświadczam marynarzowi wachtowemu. No i tym go kupiłem. Kręćcie co chcecie panowie. Załoga mieszana dwadzieścia osób, Hindusi, Filipińczycy.

    Bystry Mirek zauważa w mojej twarzy wzruszenie. Przeżywasz  to Kaziu. Tak Mirku nie myślałem, że jeszcze kiedyś stanę nogą na trapie i pokładzie. Sporo czasu nam zabrały zdjęcie na statku i na nabrzeżu  świnoujskiej plaży. Kamerzysta ze Szczecina Błażej, wyrozumiały, ale wie czego chce. Jeszcze tylko spotkanie z Prezydentem Świnoujścia. Zajęty, przyjmuje nas przesympatyczny pan Paweł Zastępca Prezydenta, karateka i wychowanek wielu pokoleń tej dyscypliny. Panie Kazimierzu słyszałem o pańskim bieganiu i maratonie na statku. Rozmowa dwóch facetów zakochanych w swoich dyscyplinach, nie potrzebuje dyplomacji.

    Wymieniamy się książkami, dobra kawa i zmykamy. Cisnę Mirka, który zaprasza do swojego apartamentu na kąpiel itp. Odmawiam bo przede mną powrót do Smogorzewca ponad siedem godzin jazdy.

    To były dwa szalone dni. Wypełnione wspomnieniami jednocześnie wymagające wysiłku weterana, marynarza i maratończyka. Mirku Ulko, dziękuję za wszystko. Gdzie się znowu spotkamy? – tam gdzieś zapewne mnie dopadniesz Mirku.