Zawsze dla mnie jest najważniejszy. Jaka szkoda, że kiedy przed wielu laty zaczynałem zmagania trasą maratonu, nie było zwyczaju na wręczanie medalu po przekroczeniu linii mety. Obecne czasy to w zasadzie prześciganie się organizatorów w coraz bardziej wymyślne jego kształty, kolory, materiały itp.
Zawsze gdziekolwiek biegnę maraton, w Polsce czy po za jej granicami wracam z medalem na szyi. Jest to nasze wspólne święto. Kilka razy zawieszony medal pomógł mi : kiedy w 2011 wracałem z Liverpool Marathon, na lotnisku zapomniałem o torebkach z zamknięciem strunowym. Pracownik lotniska podszedł własnej inwencji i powiedział- „biegałaś maraton dla Johna Lennona masz ten woreczek”.
Oslo pomyliliśmy z kolegą Gabrielem wejścia na lotnisko przechodząc z peronu pociągu. Powinniśmy zapłacić karę, jednak strażnik powiedział _”o jesteście po maratonie zmykajcie szybko, nie widziałem was.”Często w samolocie od Stewardessy otrzymało się dodatkowa szklaneczkę wina.
Czekam po 0statnim Maratonie Warszawskim popijając kawę w lokalu Starbucks. Widzę panią w koszulce maratonu. Zagajam, Basia – Kazik i już się znamy „długo”. Gdzie masz medal? Ja mam jeszcze w tym pięknym opakowaniu – odpowiada. Powiedziałem Basi ze Śląska – to jest nasze święto, dawaj go na szyję i wracaj z nim do Twojego Jastrzębia i jeszcze dodaję, że pływałem na statku m/s „Kopalnia Jastrzębie”. Po chwili szuka czegoś w swoim bagażu, wiesza na szyi z radością. Masz rację Kazimierz!
Medal, który otrzymałem 1 października 2020 roku od organizatorów światowej imprezy w Gdyni, jest chyba najpiękniejszym w mojej sporej kolekcji. Jeszcze muszę wypełnić zadanie, aby nie czuł się on bezwartościowym gadżetem, pobiegnę moją trasą treningową ten półmaraton, uzyskany czas prześlę pobrany z zegarka Garmin do Organizatorów i wówczas ten medal będzie w pełni mi przynależny.