Przejdź do treści

Biegałem u Świętej Kingi

    Czyli dwie doby w kopalni.

    Dzień przed zawodami.

    Zaproszenie od Staszka, mojego biegowego przyjaciela, czekało dobrych parę lat. Wreszcie powiedziałem sobie: „Biegałeś dla Neptuna, nadszedł czas na Świętą Kingę, patronkę naszych solnych Górników. W drogę do Staszka”.

    Wydarzenie wyjątkowe na skali biegowych celów: 12 godzin sztafety w prawdziwej kopalni. Nie znam drugiego tak intrygującego pomysłu na świecie. Profesjonalna załoga w odświętnych mundurach górniczych windą zawozi nas  prawie ćwierć kilometra pod powierzchnię. Wielu uczestników to już stali bywalcy, więcej jednak jest nowicjuszy, jak ja, patrzymy na siebie – ciekawość z lekką niepewnością. „Szczęść Boże”, czyli górnicze „dzień dobry” pomaga zrozumieć, jak trudnym zawodem jest codzienne schodzenie pod powierzchnię.

    Bagaże zanosimy do wielkiej hali, wybieramy miejsca noclegowe. Jest bar z kawiarnią w jednym. Spotykam wielu znajomych z innych imprez biegowych. Rozpoznają mnie także jako organizatora – robi mi się niezwykle miło. „Biegłam u pana na imprezie, fajne to miasteczko Osiek” (dla niewtajemniczonych, Osiek nad Wisłą to wieś pod Toruniem). Za to „miasteczko” wyściskałem serdecznie Agnieszkę  ze Złotowa i podarowałem  książkę „Bieganie po oceanie”. Są Czesi, Litwini, Słowacy.

    Siadamy naszą sztafetową czwórką do stołu. Kapitanem jest Staszek, z którym znamy się wieki, oraz Ewa i Darek ze Śląska. Wymieniamy się prezentami. Wszyscy uczestnicy pozdrawiają się uśmiechami. Ustaliliśmy kolejność startów a także koszulki, w których pobiegniemy. Cieszę się, że na otwarcie ubierzemy „moje” z Johnem Lennonem.

    Już od dawna śledziłem stronę tej imprezy. Naoglądałem się nawet filmów o kopalni oraz samym wydarzeniu. Być jednak tutaj to zupełnie coś innego! Ponownie wyobraziłem sobie ciężko pracujących górników. Do tej wyobraźni Staszek dodał swoje kilkudziesięcioletnie doświadczenie z kopalni węgla, w której pracował. Porównałem pracę marynarzy i górników. Gdybym musiał wybierać jeszcze raz, ponownie wybrałbym pracę na morzu, ta w kopalni wymaga dodatkowego elementu tolerancji na inne ryzyko. Nabrałem jeszcze większego szacunku dla górników. Myślę, że nasze wnuki wciąż będą schodzić pod ziemię, choć mam nadzieję, że większość z nich będzie miała możliwość dostarczania nam energii w łatwiejszy sposób.

    Zawody.

    Jest 10:00 zawyła syrena i bieg w kopalni ruszył.

    Wąskie chodniki wymagają na nas wzajemny szacunek w czasie wymijania czy wyprzedzania. Na trasie jednocześnie znajduje się 65 osób, wszystkich startujących łącznie 260 osób.

    W jednej sekcji chodnika wieje od szybu zasysającego świeże powietrze i jest dość przewiewnie i chłodno, czego zupełnie się nie spodziewałem. W drugiej części jest cieplej. Trzeba mieć dobrą kondycję i wyostrzoną uwagę, bo bieg po takim chodniku jest dość wymagający. Ale warto! Cały czas biegniesz mając świadomość, ze biegniesz pod ziemią, a to uczucie jest wyjątkowe.

    Muzyka, która rozbrzmiewa w korytarzach dodaje nam sił. Sił dodaje też obsługa imprezy, która pomaga uśmiechami – oraz świadomość, że zawsze możemy na nich liczyć. Rozbrzmiewa też głos sędziego podającego numer sztafety, która chce zmiany.  

    Całość imprezy zamyka się w 12 godzinach, więc o 22:00 zawyła  syrena i…  dziękowałem w duszy Ewie i Darkowi, że dali mi szansę kończyć tę sztafetę. Nabiegałem ponad 27 kilometrów, ale wymęczony byłem na dużo więcej!  Po  zakończeniu rywalizacji, czas na gratulacje, podzielenie się przeżyciami, posiłek i oczywiście piwo lub dwa. Wręczenie medali jest następnego dnia, więc mamy dla siebie dużo czasu na biegowe rozmowy i relaks.

    Już z zawieszonym medalem na szyi, wyjazd na górę. Uśmiechy pożegnalne uczestników jak zawsze po biegowym sportowym wydarzeniu, mówimy do siebie: do zobaczenia gdzieś na innych zawodach.

    Warto było biegać u Świętej  Kingi ? – zapewniam warto!

    Święta Kinga, żona króla Polski, była i pozostaje patronką wysiłków samorządowych i patronką pracujących górników. (Wikipedia).