Urodziłem się w 1949 roku w Warszewicach w miejscowym pałacu, gdzie oprócz szkoły mieściły się tam także mieszkania.
Pałac należał do rodziny Hulewiczów, jednak swoje początki zawdzięcza rodowi Zawiszów. Dzisiaj szkoła podstawowa nosi imię Zawiszy Czarnego z Garbowa.
Do pałacu ze strony zachodniej przylegała piękna oranżeria. Z ciekawością tam zaglądałem. Tam po raz pierwszy poczułem klimat tropików. Przypomniał mi się on, kiedy biegałem wąskimi ścieżkami brazylijskiego buszu, podczas moich lądowych treningów.
W powstałej po II wojnie światowej spółdzielni produkcyjnej, ogrodem zajmował się Jan Owsian. Lubiłem wspólne zabawy z jego synem Andrzejem. Miał ciekawe pomysły: przy pomocy ojca zbudowali szybowiec, który jednak nigdy nie wzniósł się w powietrze. Za to latawce budował przepiękne. Wznosiły się na kilkadziesiąt metrów ponad ziemię. Pięknie położony park i sad stwarzały naturalne warunki do wszelkich zabaw. Co jakiś czas organizowaliśmy bitwy rycerskie. Odzienie i miecze z drewna to pomysły Andrzeja i jego ojca.
Co jakiś czas przyjeżdżało kino objazdowe do świetlicy szkolnej. Ile było radości wśród wszystkich mieszkańców wioski. Przed seansem dla dorosłych, wyświetlano filmy dla dzieci. Nam jednak było mało. Sadowiliśmy się na parapetach okien i przez szparę między futryną okna a zasłoną podglądaliśmy obrazy dla dorosłych.
Gdy skończyłem 9 lat przenieśliśmy się do Torunia. Zamieszkaliśmy przy ulicy Koniuchy.
Z książki biograficznej „Bieganie po oceanie”
Historia rodziny Zawiszów zamieszczona jest w poniżej.