Przejdź do treści

PAN KAZIMIERZ

    (czyli Londyn Marathon1992)

    „Jeśli masz gdzieś być, to i tak będziesz. Dojdziesz, dojedziesz, dopłyniesz, dolecisz”. Do Londynu dotarłem spełniając przepowiednię starego bosmana. Towarzyszyła mi moja starsza córka Izabela.

    Dzień pierwszy: lotnisko i powitanie polskich rodzin. Dzień drugi: Klub Olimpijczyka, pani Inka, wraz z nieżyjącym już mężem to historia polskiego sportu w kraju i na obczyźnie. Fotografie, sprzęty, medale. Polski makowiec i angielska herbata wypełniają swymi zapachami dom.

    Mąż pani Inki stworzył Klub Olimpijczyka w Londynie. To tutaj zatrzymywała się także  Polska Kadra piłkarzy. Opowiadała mi o tych wizytach . Piękne  żywe muzeum sportu – pomyślałem. Pod koniec naszej wizyty, zwraca się do mnie gospodyni tego cudownego sanktuarium  tymi słowami…- panie Kazimierzu jak pan wróci do Polski i spotka Kazia Górskiego, to proszę go ode mnie pozdrowić. Potwierdziłem mimo, że do końca nie wierzyłem w tę obietnicę.

    Koniec lat 90 –tych Toruń.

    Telefon z Radia Toruń …- chcemy miło przyjąć pana Kazimierza Górskiego, tego dnia będą jego urodziny, prosimy o jakieś słodkości z pana firmy. To jednak spełni się życzenie pani Inki z Londynu – pomyślałem. Niewysoki, ujmujący siwy starszy pan, trochę zagubiony tą toruńska gościnnością. Witam serdecznie trenera legendę, przekazując jednocześnie pozdrowienia z Londynu. Nagle błysk w oczach pana Kazimierza. Byłeś pan u niej ?, chodź pan ze mną. Siadamy. Dla toruńskich działaczy szok skąd Kamus zna Górskiego ? Już mnie nikt z tego miejsca nie wyprosi – postanowiłem. I tak przez ponad cztery godziny rozmawialiśmy o piłce nożnej i morzu. Niesamowity spokój, ciepło i wiedza, którą nabywa się wraz z upływającymi latami. Przypomniało mi się, że pływałem z marynarzem, który mówił, że „Pan Kazimierz” – to jego wujek. Tak do końca nie  wierzyliśmy w to. Zapytałem potwierdził, tak to syn siostry. Opowiedziałem Panu Kazimierzowi kilka historii z mojego życia na morzu w tym jedna piłkarska:

    „Mecz, który rozegrałem w afrykańskim porcie Freetown w Sierra Leone, przeszedł do historii załóg pływających. Był okres po mistrzostw świata w piłce nożnej, które odbywały się w Hiszpanii. Podczas postoju statku w tym porcie  częstym gościem na statku był agent, który zachwycony ilością upominków, jakie otrzymał od kapitana, załatwił nam mecz piłki nożnej. Zaskakuje nas piękny stadion, kibice i piwo. Ale do czasu. Piwo zmieszane z afrykańskim powietrzem rozłożyło nas na łopatki. Przegrywamy 3:9. Następnego dnia uradowany agent przynosi kapitanowi gazetę. Napisano, że reprezentacja Polski przegrała z reprezentacją Freetown, która jest reprezentacją Sierra Leone! „          

    Zakręciły się nam łzy w oczach, trenerowi z tęsknoty za tamtymi piłkarzami, mnie za morzem.