Część I (Kanał Panamski)
9 kwietnia 1980 roku mustruję drugi raz na ten sam statek: m/s „Studzianki.
Całkowicie zbudowany w Polsce na stoczni w Szczecinie, silnik zaś w Poznaniu w fabryce H. Cegielski.
1 maja: stoimy w porcie włoskim Savona.
Po częściowym rozładunku popłynęliśmy do Vado. Obkupiliśmy się i 10 maja wyruszyliśmy z portu Savona w rejs do USA. Jednak już przy wyjściu z portu mamy pecha. Po kilku godzinach rejsu musimy zawracać do portu po III mechanika. Nikt nie zauważył, że nie ma go na burcie.
25 maja: stoimy na redzie portu Baltimore w USA. Postój się przedłuża. Kapitan zezwala na wyjazd części załogi na ląd.
Miałem, więc okazję zwiedzić piękny port i miasteczko Annapolis. Kiedy wracaliśmy na statek zaskoczyła nas nagła zmiana pogody. Na własnej skórze odczuliśmy sztorm, który nagle zaczął zagrażać naszej małej motorówce. Jeden z młodych mechaników schował się ze strachu na samo dno łodzi.
17 czerwca: dowiadujemy się, że mamy płynąć z amerykańskim węglem do Japonii.
Blady strach padł na całą załogę. Kiedy wrócimy do kraju? 1 czerwca rzuciłem nałóg palenia, zacząłem biegać po pokładzie. Pierwszy trening to 13 okrążeń wokół ładowni. Tym sposobem rozpoczęła się moja joggingowa przygoda i bieganie na statkach oraz portach całego świata. Dodatkowo wymyślaliśmy najróżniejsze sportowe zabawy, jak siatkówka w basenie. Moje treningi biegowe zaczęły robić na pozostałych członkach załogi wrażenie. Co jakiś czas ktoś mi towarzyszył. Wydłużałem stopniowo ilość okrążeń. Nie wiedziałem jeszcze, że ten nowy „nałóg” zmieni moje życie na zawsze. Płynąc przez morze Karaibskie dotarliśmy do Kanału Panamskiego.